piątek, 31 stycznia 2014

Chromatyczny makijaż w odcieniach zieleni.

W przeciągu ostatnich niecałych dwóch tygodni strasznie się opuściłam w robieniu makijaży na "większą skalę". Powodem były bardzo intensywne wcześniejsze dni. Potrafiłam nawet zmyć późnym wieczorem to, co zrobiłam za dnia i przystąpić do przelania nowych pomysłów na powieki. No ale ileż można, musiałam dać trochę skórze odpocząć od tego codziennego maltretowania jej. 

Drugi powód to oczekiwanie na przesyłkę urodzinową z makijażowymi nowościami, która niestety się opóźnia. Powiedziałam sobie, że póki nie dojdzie, nie będę się malować innymi cieniami. Powód jest oczywisty. Będzie tyle nowych kosmetyków do wypróbowywania, że sprzed lustra nie zejdę chyba przez miesiąc :-))

Siedząc dwa dni temu spokojnym wieczorem w domu, mąż zorientował się o moim opuszczeniu się w malunkach (nie sądziłam, że mężczyzna coś takiego zauważy). Zapytał się wprost, więc mu wytłumaczyłam. Wjechał mi trochę na ambicję, więc kazałam mu wymyślić kolor z którego zaraz stworzę makijaż :-)



Efekt przedstawiam poniżej na zdjęciach:





Wklejam kilka różnych ujęć, niestety zdjęcia robiłam późną porą w sztucznym oświetleniu, więc kolory mogą się od siebie różnić. Starałam się tę różnice poprawić bawiąc się programem graficznym.




Pierwszy raz robiłam chromatyczny makijaż, na żywo kolory ładnie przechodziły. Niestety zdjęcie tego za bardzo nie oddaje. Spróbuję następnym razem podszkolić trochę migawki, przysłony w aparacie a nie jechać ciągle na makro :-)  




A tak makeup prezentował się w całej okazałości. Myśląc czym zaakcentować usta, zauważyłam, że moja pomadka nudziakowa CATRICE idealnie stapia się z moją nową konturówką z Essence! KLIK . Fajny zbieg okoliczności :-)






Do wykonania tego makijażu użyłam:

Twarz:
-Podkład: RIMMEL- Match Perfection- 100 Ivory.
-Puder sypki: Manhattan Soft Mat loose powder- kolor Beige 2.
-Bronzer: Chanel- Soleil tan de chanel.

Oczy:
Cienie Make up Geek:
-Vanilla Bean (pod łukiem brwiowym)
-Bleached Blonde (złoty na dolnej powiece)

Kolory użyte na powiekę ruchomą od najciemniejszego:
Cień Flormar: 
-Diamonds Terracotta- D02
Cień Inglot:
-zgniła zieleń- pearl 418
Cień Kobo:
-metaliczny turkus- numer 213 fashion

Brwi:
-Kredka do brwi Flormar- grey nr. 403
-Cień do oczu, MUG- Mocha

Usta:
-Pomadka CATRICE Ultimate Colour- 190
-Konturówka ESSENCE- 11 in the nude

Mam nadzieję, że chromatyczna zieleń przypadła wam do gustu. Zapraszam do śledzenia postów w najbliższym czasie, będzie co czytać i oglądać. W ciągu tygodnia lub dwóch, nastąpi mała zmiana w zdjęciach makijażu. Oczywiście znowu coś kupiłam :-)

A na dniach post o moich nowych, dzisiejszych zdobyczach kosmetycznych. 


Udanego weekendu!

Recenzja kremów do twarzy Cetaphil.




Przedstawiam wam moją aktualną pielęgnację, czyli kremy które stosuję od kilku miesięcy. Postanowiłam napisać o nich oddzielny post, gdyż uważam że warto o nich wspomnieć.  
Cała moja poranna i wieczorna rutynowa pielęgnacja jest bogatsza, jednak teraz skupię się tylko na tych kosmetykach.

Ku przypomnieniu moja skóra na twarzy jest mieszana, przesuszone partie mam na policzkach a wzmożone wydzielanie sebum w strefie T. Często się też zdarza, że moje tłuste obszary bywają napięte, ściągnięte czy suche.


A mowa o:

*DailyAdvance Ultra Hydrating Lotion- Krem intensywnie nawilżający i
*Cetaphil PS- Lipoaktywny krem nawilżający.





Jako pierwszy, chciałabym wam przedstawić:



DailyAdvance Ultra Hydrating Lotion- Krem intensywnie nawilżający. 



Poj. 85g 
Cena- ok. 40zł



Skład:
Aqua (Purified Water), Glycerin, Hydrogenated Polyisobutene, Cetearyl Alcohol (and) Ceteareth-20, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Butyrospermum Parkii (shea Butter), Tocopheryl Acetate, Cyclopentasiloxane, Sodium PCA, Cyclopentasiloxane (and) Dimethiconol, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Panthenol, Sodium Polyacrylate, Farnesol, Stearoxytrimethylsilane (and) Stearyl Alcohol, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Citric Acid, Sodium Hydroxide.









Moja opinia:


Na wstępie zaznaczę, iż ten krem jest polecany w szczególności osobom z AZS (Atopowym Zapaleniem Skóry), ja takowego nie mam, lecz borykam się z pojawiającymi się okresowo przesuszeniami. Muszę wspomnieć, że bardzo lubię kremy intensywnie nawilżające, ale tylko na noc. Niestety po wieczornym demakijażu i kąpieli moja skóra jest nieprzyjemnie ściągnięta i tylko słyszę jak woła: "Daj mi pić kobieto!!". 

Na internecie jest sporo negatywnych opinii na temat tej emulsji, jednak są niektóre bezpodstawne. Stosowanie intensywnie nawilżającego kremu przez osoby tego nie potrzebujące, nie przyniesie korzyści a wręcz może zaszkodzić (zapcha pory i pojawią się krostki). Niektórzy mogą przestraszyć się składu (szczególnie te osoby szukające obsesyjnie kosmetyków bez SILIKONÓW)- co teraz jest bardzo modne zresztą. Zawartość tego 'zapychacza' jest adekwatna do problemów z suchością skóry i AZS. Coś w końcu musi chronić ten płaszcz lipidowy naskórka :) W kremie znajdziemy również masło Shea, PCA, olej z orzechów makadamia i pantenol.

Krem ma bardzo lekką, wręcz 'lejącą' konsystencję, bardzo łatwo się rozprowadza. Jest meeeega wydajny, wystarczy niewielka ilość by wysmarować całą twarz. Dla mnie przeważnie i tak jeszcze zostanie, więc przy okazji z nawilżania skorzystają też moje dłonie :-) W tym przypadku taki krem w tubce nie jest za dobrym rozwiązaniem, ponieważ czasami (często) może się coś niechcący za dużo wycisnąć. Wchłanialność produktu przez skórę jest bardzo wolna w moim przypadku (powinna być szybka), co jest dużym plusem, ponieważ nawilżanie trwa (w moim przypadku) przez całą noc. Niestety pod makijażem u mnie się nie sprawdził, za bardzo wytłuszczał mi dodatkowo strefę T. Krem jest bardzo bezpieczny, nie uczula ani nie podrażnia; ja stosuję go tylko wtedy, kiedy moja skóra tego naprawdę potrzebuje. Dzięki temu moje pory nie są zapychane, a skóra nawilżona. W przypadku osoby borykającej się z AZS lub po prostu z suchym typem skóry, myślę że krem sprawdzi się znacznie lepiej. 



Drugi, ostatni i wcale nie najgorszy to:



Cetaphil PS- Lipoaktywny krem nawilżający. 



Poj. 100g
Cena- ok. 35zł



Skład:
Aqua, Glycerin, Petrolatum, Dicapryl Ether, Dimethicone, Glycerin Stearate, Prunus Amygdauls Dulcis,Oil/Prunus,Amygdauls Dulcis (Sweet Almond) Oil, Cetyl Alcohol,PEG-30 Stearate, Acryltes/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Benzyl Alcohol, Dimethiconol, Disodium EDTA, Glyceryl Acrylate/Acrylic Acid Copolymer, Methylparaben, Phenoxyethanol, Propylene Glycol, Propylparaben, Sodium Hydroxide, Tocopherol, Tocopherol Acetate.









Moja opinia:


Ten delikwent podbił moje serce odkąd go pierwszy raz wypróbowałam. Jest to jedyny (jak do tej pory) krem, który w tym samym czasie głęboko nawilża moją skórę a zarazem jej nie przetłuszcza! W OGÓLE. Uwielbiam stosować go (co widać po zużyciu) pod makijaż, sprawdza się wyśmienicie. Zabawne jest to, że gdy stosowałam typowe kremy matujące- te nie spełniały swojego zadania. Ten natomiast jest nawilżający, a mam wrażenie że matuje moje świecące partie. Konsystencja kosmetyku jest 'inna', taka 'zbita'- porównałabym do kremu do rąk zniszczonych Garnier (czerwony). Na skórze przyjemnie się rozprowadza i nie pozostawia tłustego 'filmu'Nie roluje się położony pod podkład, nie zatyka porów. Świetnie regeneruje moją często łuszczącą się skórę, w obrębie nosa i ust. Skóra po zastosowaniu jest gładka i miękka w dotyku. Przyczepić się można by było do wazeliny i 'znowu silikonów' w składzie. Jednak ja nie zauważyłam z tego tytułu jakiś wychodzących niespodzianek. Krem pełni funkcję ochronną, zapobiega szybkiemu odparowywaniu wody z naszej skóry więc na okres zimowy jest niezastąpiony! 



Mała uwaga: ceny tych kremów w aptekach są zróżnicowane, więc przed zakupem lepiej zbadać gdzie jest najtaniej. 



A jak przedstawia się obrazowo konsystencja?


Od lewej: Cetaphil PS; z prawej: Cetaphil DA Ultra

Wyraźnie widać ciężkość i lekkość poszczególnych kremów.

*

Tak jak powyżej, lecz po lekkim roztarciu palcem.
Przyglądając się w spłaszczenia powstałe na skórze, na gołe oko już widać, jak mniej więcej zachowują się kosmetyki.  




Szybkie podsumowanie:

Oba kremy przypadły mi i mojej skórze do gustu. Będę je stosować póki  nie znajdę czegoś lepszego, ale nie mam zamiaru specjalnie szukać. Dla koneserek pięknej szaty zewnętrznej kosmetyków, minusem będzie zapewne bardzo proste, niewyróżniające się opakowanie. Dla mnie ono oczywiście nie przeszkadza, dla mnie liczy się jakość produktu. 


A wy jakie stosujecie kremy do dziennej i nocnej pielęgnacji? :-)


Mam nadzieję, że post okaże się przydatny. 

Do usłyszenia, pozdrawiam!

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Morelowy makijaż na każdą okazję :) i recenzja RevitaLash® Advanced odżywka do rzęs i brwi.

Dzisiaj przedstawiam dla was makijaż, który zachwyci podczas romantycznej wieczornej kolacji jak i codziennego wyjścia. Wykonany jest w świeżych kolorach, by nadać trochę barw tegorocznej zimie. To od was zależy czy wybierzecie wersję dzienną czy wieczorową :)

Na początek przedstawię wersję dzienną:


Wersja wieczorowa- zaakcentowana kreską wykonaną eyelinerem.







Do wykonania tego makijażu użyłam:


Twarz:
-Podkład: NYC all day long smooth skin foundation- kolor 739 Classic Beige.
-Puder sypki: Manhattan Soft Mat loose powder- kolor Beige 2.

Oczy:

Cienie Make up Geek:
-Mocha (odrobinę)
-Prom night
-Vanilla bean (pod łuk brwiowy)

Morelowy kolor na ruchomej powiece jak i wewnętrzny kącik zaznaczony bardzo jasnym fioletem jest z paletki 180 cieni, dostępnej na allegro.

Brwi:

-Maybelline Color Tattoo- Permanent Taupe (tak naprawdę jest to cień w kremie, ale dla mnie sprawdza się idealnie do brwi), czasami dla mocniejszego efektu używam jeszcze cień.

Usta:

-Mix pomadek do ust: 
*FLORMAR Long wearing- L14
*FLORMAR Supershine- 502






Recenzja odżywki do rzęs i brwi Revitalash Advanced Eyelash Conditioner:


Zapewne większość z was słyszała lub nawet używała tego produktu. Ja tę odżywkę kupiłam po zobaczeniu efektów, które widziałam u siostry i koleżanki. W pierwszej reakcji byłam mega zaskoczona! Od razu pomyślałam, że ja też muszę jej wypróbować skoro z rzęsami robi cuda. Jednak cena może trochę odstraszać, bo nie jest to mały wydatek (więc ja się wstrzymałam z zakupem trochę dłużej i poczekałam aż będę w 100% pewna tego wydatku). Pomogła mi w tym siostra, która już testowała Revitalash jakieś 2-3 miesiące. Miałam zatem ciągły wgląd na proces poprawy kondycji jej rzęs.

Co mówi producent?

Revitalash EyeLash Conditioner to odżywka - serum stymulujące wzrost rzęs i brwi. Sprawia, że naturalne rzęsy stają się dłuższe, grubsze, mocniejsze i piękniejsze. Revitalash pozwala odbudować uszkodzone rzęsy i brwi oraz osiągnąć pełen potencjał ich wzrostu. Stosuje się go na noc tuż u nasady rzęs za pomocą specjalnego aplikatora, a aktywne składniki unikalnej receptury (m.in. pochodne nienasyconych kwasów karboksylowych) zamknięte w nanosomach wnikają głęboko w strukturę skóry i mieszków włosowych stymulując wzrost rzęs i brwi. Pierwszy rezultat można zaobserwować już po 4-6 lub 8 tygodniach, a potem kontynuować codzienną kurację do osiągnięcia oczekiwanych efektów. Spektakularne efekty osiąga się po około pięciu miesiącach kuracji. Po zakończonej kuracji dla podtrzymania efektu, stosuje się dwa razy w tygodniu.
Cena: 330zł / 3,5ml - 6 miesięcy kuracji.



Moja opinia:

Revitalash zakupiłam w marcu 2013r. i w tym samym miesiącu zaczęłam z nią swoją przygodę. Zniecierpliwiona i podekscytowana używałam odżywki systematycznie, codziennie przed pójściem spać. Pierwszy efekt widziałam już po miesiącu, może nie na 'gołe oko', lecz podczas codziennego malowania rzęs tą samą maskarą. Rzęsy z każdym tygodniem wyglądały coraz lepiej. Największy i końcowy efekt kuracji widziałam podczas 3 miesiąca stosowania. Moje dotychczas 'liche' rzęsy w końcu mi się podobały! Były o wiele wiele dłuższe, ciemniejsze i było ich dużo więcej. Dla podtrzymania efektu stosowałam ją nadal codziennie (mimo iż producent zaleca 2x w tygodniu). Po 3 miesiącach rzęsy zaczęły wypadać, efekt zaczął gasnąć. Po prostu nastąpiła wymiana rzęs na nowe (normalny proces). Zmartwiłam się, lecz nie przerwałam kuracji. W tym czasie rozpoczął się kolejny wzrost, którego najwyższe stadium osiągnęłam po kolejnych 3 miesiącach stosowania. Sytuacja znowu się powtórzyła i rzęsy znowu zaczęły wypadać. Po pół roku postanowiłam nakładać odżywkę również na moje brwi, skoro podziałała to czemu by nie spróbować.


Wrzesień: Stosowałam wtedy Revitalash codziennie na brwi i 4-5x w tygodniu na rzęsy. Po miesiącu zauważyłam, że moje brwi stają się rzadsze więc zaprzestałam nakładać na nie odżywkę. Nie wiem co było tego przyczyną. Później wkroczyły inne problemy. Po wieczornym demakijażu i wstając rano miałam strasznie czerwoną skórę wokół oczu. Z początku się nie zmartwiłam, myślałam że za mocno je trę. Jednak po miesiącu miałam już dość wyglądania jak 'zombie', odżywka przestała mi służyć lecz zaczęła mnie podrażniać mimo rzadszego stosowania. Oczy mnie codziennie piekły, były mocno zaczerwienione. Od tamtej pory (listopad) nie stosuję już nic. Odżywkę nadal mam i z tego co widać jest jej jeszcze śmiało na kilka miesięcy stosowania, jednak nie jestem pewna czy chcę do niej wrócić.

W skrócie powiem, że spodziewałam się czegoś innego. Fakt, odżywka daje naprawdę szybkie i duże efekty, jednakże płacić takie pieniądze za coś co zaczyna nam szkodzić to bezsens. Mogłabym przecież używać jej do tej pory a zaczerwienienia chować pod grubą warstwą korektora pod oczy, ja wybieram jednak zdrowie :) W sali 1 do 6, odżywce daję 4+. Na rynku zaczęły pojawiać się inne stymulatory i wzmacniacze rzęs, chyba czas najwyższy zapoznać się z nowinkami :)

Mam nadzieję, że nie zanudziłam.

Do usłyszenia!




sobota, 25 stycznia 2014

My favourite mascaras! TOP 3! + małe zdobycze drogeryjne.

Dzisiaj chciałabym wam przedstawić moje ulubione tusze do rzęs, które używam od jakiegoś czasu, nawet lat i do których zawsze wracam po 'nieudanych' nowościach lub testach.


A mowa będzie o dwóch siostrach syjamskich czyli  L'oreal Telescopic Extra BlackL'oreal Telescopic Clean Definition:


a także: Maybelline the Collosal Volum Express Cat eyes.



Na początku muszę zaznaczyć, że moim rzęsom (rzadkie, średniej długości) odpowiadają wąskie spiralki, nieważne czy są silikonowe czy standardowe. Wybierając idealną maskarę wybieram te wydłużające, czasami pogrubiające i podkręcające. Wyżej wymieniowe tusze właśnie takie właściwości posiadają lub 'niecałkowicie'.

Od pewnego czasu byłam wierna Maybelline the Collosal Volum Express Cat eyes. Spiralka jest wąska, do tego fajnie wygięta, dzięki temu maskara daje maximum wydłużenia, podkręcenia i dosięga do podstawy rzęs. Aplikacja jest bezproblemowa, tusz nigdy mi się nie osypywał nawet gdy był już starszy. Zawsze bardzo dobrze rozdzielał rzęsy i ich nie sklejał. Podczas używania rzadko 'przypadkowo' dotykam skóry w dolnej powiece oka. Jak dla mnie spisuje się na 6/6.

Kolejną wypróbowaną maskarą była L'oreal Telescopic Clean Definition. Kupiłam ją po przeczytaniu kilku dobrych recenzji. Od początku byłam z niej bardzo zadowolona. Na allegro można ją znaleźć za około 20zł. Szczoteczka jest w tym przypadku silikonowa i prosta, rozmieszczenie 'włosków' jest specyficzne. Są 4, podwójne rzędy wypustek. Maskara nie nakłada zbyt dużo tuszu na rzęsy nawet podczas nowości, gdy ten jest jeszcze rzadki. Bardzo dobrze rozdzielone rzęsy i pomalowane od nasady są wielkim atutem! Jak dla mnie był to numer dwa wśród wszystkich maskar które miałam okazję próbować. Ogólna ocena 5/6 ze względu na prostą szczoteczkę i brak podkręcenia rzęs.


Maskarę L'oreal Telescopic Extra Black kupiłam przypadkiem w drogerii, szukałam tej powyżej, jednak zostałam zaintrygowana kupnem innej wersji (podobno ulepszonej). Po zakupie, ucieszona wróciłam do domu, następnego dnia miałam jej wypróbować. Niestety moje ucieszenie szybko minęło po 1 aplikacji. Tusz strasznie tworzy (gdy jest bardzo świeży) tzw. pajęcze łapki. Rzęsy nie są oddzielone, są zbite grubą warstwą tuszu do rzęs (które trzeba potraktować albo innym tuszem albo czystą spiralką). Dopiero po pewnym czasie (gdy tusz zrobi się starszy) doceniamy jego plusy. Jak dla mnie maskara za 16 euro powinna wypaść dużo lepiej, niemniej jednak spisuje się na całkiem dobrym poziomie. Szczoteczka ma cztery, pojedyncze 'rzędy' wypustek, w przeciwieństwie do koleżanki powyżej, ma ich mniej. Myślę, że właśnie z tego też względu występuje z początku sklejanie rzęs. Tusz bardzo dobrze nakłada się od samiutkiej nasady rzęs aż po same końce. Spiralka jest również prosta, co nie sprzyja podkręceniu rzęs. Ale przecież zawsze można użyć zalotki :) Maskarę oceniam na 4+/6.

Tak więc mój ranking przedstawia się w ten sposób:
1.           

 2.

3. 


Poniżej przedstawiam real foto maskar L'oreal (z uwzględnieniem spiralek):



*


Będąc w drogerii natknęłam się na niżej wymienione produkty i je zakupiłam, ze względu na niewysoką cenę (niestety nie mogłam sobie na dużo pozwolić po ostatnich urodzinowych zakupach, o których niedługo będzie mowa :D).


W skład wchodzą: (od lewej):

- Cień Catrice Absolute Eye Colour- 620 Inglorious Mustards
- Lakier do paznokci Catrice- 04 Orange-Utan
-Pomadka do ust Essence- 53 All about Cupcake
-Konturówka do ust Essence- 11 in the nude.


Kolory prezentują się tak z lampą błyskową: (Z góry przepraszam za moją obdrapaną rękę- to jest wynik mieszkania z 2 gryzoniami :) )

Od lewej: 
Cień Catrice
Szminka Essence
Konturówka Essence

Lakier na paznokciach prezentuje się tak:


Moje kochane paznokciowe obserwatorki (skórki nie zostały doprowadzone do porządku, wybaczcie :D). Lakier prezentuje się na paznokciach bardzo wiosennie, czego nam tu w Gencie nie brakuje, nie wspominając o biednej Polsce gdzie zima daje się we znaki :( 
Zalecane nałożenie to 2 warstwy- wg producenta.  Na moich paznokciach dwie to za mało. Na niektórych paznokciach widać prześwity. Dwie warstwy lakieru i tak znacząco wpływają na proces schnięcia, który trwa ok. 30 minut także po 3 warstwach i utwardzaczu, nawet nie chcę wiedzieć ile potrzeba czasu  :)

To na tyle w dzisiejszym poście. W następnym zapraszam za koralowy makijaż jak i również na recenzję kultowego RevitaLash® Advanced, odżywka do rzęs i brwi.

A jakie wy polecacie maskary? Są to grube czy chude szczoteczki? 

Do usłyszenia!


czwartek, 23 stycznia 2014

GlossyBox?




Dzisiaj chciałabym poruszyć temat GlossyBox- ów. Przyznam się bez bicia, że słyszałam o nich już bardzo dawno ale jakoś nigdy nie sprawdziłam co to dokładnie jest ani na czym polega. Wiedziałam tylko, że jest to pudełko, które przynosi nam listonosz/kurier. Wczoraj wpadła do mnie koleżanka z niespodziankową wizytą Oto jej blog: KLIK W jakimś momencie zaczęła mówić o tym, że Grudniowy GlossyBox to był niewypał itp. itd. No to w końcu zapytałam co to dokładnie jest i zostało mi to wytłumaczone :) 



Pierwsza myśl, która mnie naszła to to, że ten GlossyBox to fajna sprawa jest! Płacimy pewną stawkę co miesiąc i dostajemy kilka próbek kosmetyków i 1 lub 2 pełnowymiarowe opakowania produktów. Możemy sobie wszystko przetestować nie wydając fortuny na całe opakowania, które jednak się nie sprawdzą. Mamy potem wyrzuty sumienia albo i jesteśmy zdenerwowane i kosmetyk ląduje w śmietniku :)







W polskiej edycji plusem jest ilość współpracujących z GB marek. Zaskoczeniem dla mnie były: KRYOLAN, BENEFIT, CLARENA, CLINIQUE, CK, NYX czy DERMIKA.



Gdy Karolina wróciła do siebie, rzuciłam się w wir internetu by 'obczaić' pozostałe edycje GB w Europie. Pod lupę poszła: Anglia, Holandia, Francja. 

Oferta w UK w ogóle mi się nie podobała, spójrzcie zatem na fajne marki występujące w tych 2 pozostałych:


Holandia- ANASTASIA BEVERLY HILLS, E.L.F, LANCOME, PACO RABBANE, SHISEIDO, ZOEVA; pozostałe MARKI W HOLANDII



Francja- GIORGIO ARMANI, BALENCIAGA, BIOSILK, BOBBI BROWN!, CLARINS, CHI, ESSENTIAL, EUCERIN, E. ARDEN, KERASTASE, MAKE UP FOR EVER!, ORLY, REVLON, SALLY HANSEN, SISLEY, SMASH BOX, URBAN DECAY!, YSL; pozostałe MARKI WE FRANCJI




Przyznam wam szczerze, że z miłą chęcią prenumerowałabym GlossyBox francuski! Oczywiście przejrzałam regulaminy tych obu krajów i niestety się rozczarowałam :( Wysyłają tylko do swoich krajów... no we Fr ewentualnie jeszcze do Monako i gdzieś jeszcze indziej. My niestety tu w Belgii nie mamy typowego GlossyBox-a, jednak poszperałam poszukałam i znalazłam coś podobnego. Nazywa się to: DeautyBox.



Ich oferta marek jest jeszcze uboga, w porównaniu do innych krajów, ale za to naprawdę  nie oszczędzają na produktach, dają fajne rzeczy :) MARKI DEAUTYBOX.



Dla porównania zobaczmy ceny miesięcznego abonamentu i przykładowy zestaw pudełka, będę bazować na wersji dla mężczyzn, bo ostatnio i tu i tu była maszynka Gillette :-)


Polska- 59zł


Belgia- 15euro- 62zł z kawałkiem

W polskiej wersji za 59zł mogliśmy otrzymać:
6 kosmetyków w tym 2 pełnowymiarowe czyli maszynka Gilette FUSION i TOŁPA balsam przeciw podrażnieniom.


W belgijskiej wersji mogliśmy otrzymać: (aktualnie jest obniżka i możemy pudełko kupić za 10euro)

5 kosmetyków w tym 4 pełnowymiarowe! Listę możecie sprawdzić tu:  Żeby tego było mało, wartość tego pudełka to 55,40 euro! Czyli w przeliczeniu na PLN 232zł!


Ocenę dwóch wersji zostawiam wam, ja już wiem co o tym wszystkim myśleć :) 

Niestety na razie nie mogę zakupić subskrybcji DeautyBox- a :( mam jakieś problemy z płaceniem belgijską kartą... mam nadzieję to wszystko szybko wyjaśnić! 


Co myślicie o polskim GlossyBoxie? Subskrybujecie? Co uważacie o produktach? Czekam na opinie i przemyślenia :)



środa, 22 stycznia 2014

Blues, czyli niebieskości.


Witam wszystkich serdecznie! Z góry wybaczcie za kilkudniową nieobecność. Siła wyższa. Pod lupę idzie kolejny makijaż, tym razem wykonany w niebieskich tonacjach. Z czasem zauważycie, że najbardziej lubię kombinować z takim i fioletowym kolorem :-) Sprawdzi się najbardziej do ciemnych oczu ale jak najbardziej do niebieskich (wbrew pozorom), szarych i zielonych również można go wykonać. Więc zapraszam do próbowania na swojej powiece! :)
Lista użytych kosmetyków jak zwykle pod spodem.







Twarz:
-Podkład: NYC all day long smooth skin foundation- kolor 739 Classic Beige.
-Puder sypki: Manhattan Soft Mat loose powder- kolor Beige 2.
-Bronzer: Chanel- Soleil tan de chanel.

Oczy:

Cienie Make up Geek:
-Ocean breeze. (Od najciemniejszego koloru).
-Poolside.
-Vanilla bean (pod łuk brwiowy)
*Następnie jest kobo (najjaśniejszy niebieski)- nr. 213

Brwi:

-Kredka do brwi Flormar- nr. 403
-Cień do oczu, MUG- Mocha

Usta:
-Szminka Catrice ULTIMATE colour- 190- mój ulubiony nudziak jak na razie.


Już w najbliższych dniach będzie kolejny makijaż, recenzja i może coś jeszcze :-) 
Ogólnie jeszcze chwilkę temu miałam urodziny, tzn. 22 stycznia :D i z tej okazji dzięki mojemu mężowi, za urodzinowe pieniążki zrobiłam makijażowe zakupy na jednej z holenderskich stron internetowych. Jestem strasznie podekscytowana! Czekajcie zatem niebawem na lawinę nowych postów z makijażami i recenzjami :D 

Miłej nocy wszystkim życzę i pozdrawiam!

piątek, 17 stycznia 2014

Makijaż w kolorach jesieni. Autumn makeup.

Z powodu typowo jesiennej pogody w Gencie kilka dni temu wzięło mnie na zrobienie makijażu w takiej kolorystyce :)
Tutaj wykorzystałam tylko dwa cienie MUG a są nimi- Cupcake (powyżej załamania powieki) i Vanilla bean pod łukiem brwiowym). Jeśli chcecie wiedzieć czym zrobiłam ten make up, zapraszam do czytania :) 



                                        *




A więc zacznijmy od twarzy:
Podkład: Rimmel match perfection- nr. 100 ivory.
Kamuflaż (a miałam co zakryć)- Catrice. (Jest bardzo dobry o nim zrobię oddzielny post)
Puder sypki- Manhattan Soft Mat loose powder- kolor Beige 2.

Brwi:
-Kredka do brwi Flormar- kolor 403.
-Cień do oczu: Jaśniejszy cień z paletki Manhattan- Eyebrow kit.
-Żel do brwi Catrice

Oczy:
-Cienie MUG- Cupcake & Vanilla bean.
-Rimmel Colour Rush Mono Special Effects - jasna zieleń nie mam numeru :(
-Ciemniejsza zieleń z paletki 180 cieni, podobna do tej: http://allegro.pl/paleta-cieni-makeup-cienie-do-makijazu-180-kolorow-i3852640423.html (zgniła zieleń).
-Eyeliner- Catrice gel liner.- kolor czarny.

Usta:
-Pomadka BELL- nr. 603.


Do usłyszenia! :) Udanego weekendu :)

czwartek, 16 stycznia 2014

Mega recenzja podkładów do twarzy!


Witajcie! Postanowiłam zrobić post poświęcony recenzji podkładów które używam/używałam. Sama do tej pory szukam tego "idealnego". Mam nadzieję, że moje wypociny się na coś przydadzą :-) Podkłady których nie ma na moich zdjęciach a były przeze mnie używane, wkleję z innych stron. Recenzje nie będą na "sucho", przedstawione produkty używałam od kilku miesięcy <. Kolorystyka ich jest różnorodna, używam ich w zależności od pory roku i kolorytu mojej cery. Na dzień dzisiejszy posiadam to, co widać na zdjęciach. 


Na tę chwilę używam:
(gdy nie mam czasu na użycie pudru sypkiego): Essence soft touch mousse lub 
(gdy mam czas): Rimmel Wake me up; Rimmel Match perfection lub NYC all day long + puder sypki lub w kamieniu.

Część 1.



Na sam początek zróbmy listę recenzowanych produktów: (od lewej):
1. ASTOR - Skin match fusion.- Kolor 200 nude. SPF 20.
2. ASTOR - Perfect Stay oxygen fresh make-up.- Nr. 300. SPF 18.
3. ASTOR - Mattitude HD.- Kolor 012 natural. (Dla zimowych bladziochów jak ja, jest zbyt ciemny :( ). SPF 22.
4. Rimmel - Wake me up.- Kolor 100 ivory. SPF 15.
5. Rimmel - Match perfection.- Kolor 100 ivory. SPF 18.
6. L'oreal - LUMI magique.- Kolor N3 pure linen. SPF 18.

... i kolejne:


Część 2.


...tak jak pooprzednio (od lewej):

1. PAESE - Matte & cover.- Nr. 204 (najciemniejszy z kolekcji). 
2. PAESE - Long cover fluid.- Nr. 01 jasny beż. SPF 6.
3. NYC - All the long foundation.
4. MAX FACTOR - Lasting performance.- Nr. 102 pastelle.
5. Lirene - Intensive cover.- Nr. 708 toffee. SPF 10.
6. Lirene - Fluid matujący.
7. i 8. - Essence soft touch mousse.

Następnie kremy BB i próbki podkładów:

Część 3.



1. GARNIER - Miracle skin perfector.- Kolor medium.
2. AA - Make up BB.- Kolor jasny. SPF 15.
3. Lirene - 2 w 1, Fluid + baza.- Nr. 409 tiramisu.
4. Rimmel - Stay matte.- Nr. 201. 
5. L'oreal - Age re-perfect.- Nr. 310 soleil rose. 
6. Lirene - puder kryjący w kremie.- Nr. 04 słoneczny. 
7. Lirene - Shiny touch.- Nr. 104 naturalny.


Jeśli interesuje was moja opinia na temat podanych wyżej podkładów zapraszam do czytania!


Krótka charakterystyka mojej cery:

Mam 23 lata i nie za bardzo problematyczną cerę.. Nie mam typowego trądziku,  niekiedy pojawiają się u mnie zaskórniki (raz jest ich więcej raz mniej) przeważnie jako 'grudki'. Mam skórę 'zbitą', z tego też względu trudno się je u mnie usuwa. Od czasu do czasu pojawi się jakiś stan zapalny. Moja cera mieszana, wbrew pozorom najtrudniejsza do ogarnięcia (sucha na policzkach i tłusta w strefie T). Z tego też względu ciężko mi jest dobrać podkład idealny. Szukam już dobre kilka lat i jeszcze nie poznałam takiego kawalera  :-) W tym poście przedstawiam to, co już wypróbowałam i co się sprawdziło albo i nie.

Podkłady przeważnie występują w formie:
do cery tłustej - matujące
do cery suchej - nawilżająco/rozświetlające.

Część 1.

Na pierwszy ogień idzie ASTOR - Skin match fusion. Jak widać ta marka jest u mnie popularna, a to dlatego że podkłady mają całkiem przyzwoite.
Zadowolone będą z niego dziewczyny lubiące lekkość i słabe krycie. Jest idealny na lato, bo nie obciąża skóry. Po nałożeniu na twarz zdaje się być troszkę za ciemny, jednak podczas rozcierania zmienia się w jaśniejszy odcień. Konsystencja jest leista, niestety nie matuje dobrze. Jak dla mnie prawie w ogóle. Muszę na koniec nakładać na niego sypki puder. Jeśli chcę wyglądać przyzwoicie, muszę tę czynność powtarzać kilka razy w ciągu dnia. Zdecydowanym plusem jest wysoki filtr SPF, bo aż 20 i naturalne wykończenie.

Kolejnym Astorakiem jest  Perfect Stay oxygen fresh make-up. Podkład ten jest dużo cięższy od swojego kolegi powyżej" - średniokryjący. Używanie go w lato nie jest dobrym pomysłem, sama się o tym przekonałam. Chyba, że lubicie te ciężkie uczucie w upały, dla mnie osobiście przeszkadza :-) Jeśli chodzi o trwałość, sprawdzał się u mnie bardzo dobrze. Przez swoją konsystencję może zapychać pory, bo jest gęstszy. Nie matuje też tak jak obiecuje producent, jednak na tłustej cerze nie pozostawia perfidnie tłustego filmu. Myślę, że odpowiedniejszy jednak będzie dla cery suchej.

Kiedyś dostawałam wiele pochwał za wygląd mojej cery. "Jest taka cała gładka, nieskazitelna, jednolita". A wiecie dlaczego? Dlatego, że używałam podkładu ASTOR - Mattitude HD. Na tę chwilę mój najwyżej postawiony podkład w rankingu :) Najlepiej sprawdził się przy mojej mieszanej cerze, nie był za tłusty ale też nie przesuszał. Radził sobie z oba problemami. Konsystencję ma pośrednią między Skin match a Oxygen. Nie za lekka ale i nie za ciężka. Czyli dla mnie idealna :) Matuje całkiem nieźle, nie daje typowego płaskiego matu, jakiś blask daje. Dużym plusem jest wysoki filtr SPF 22, co na lato sprawdza się znakomicie :)

Rimmel - Wake me up kupiłam z myślą o wielu pozytywnych opiniach na jego temat a także z powodu mojej przemęczonej twarzy. Chciałam ją "ożywić" tym podkładem. W swoim składzie ma malusieńkie drobinki które fajnie odbijają światło. Podkład jest lekki i co za tym idzie niezbyt trwały i kryjący. Pod koniec pracy już go prawie nie mam na twarzy (czyli po ok 6-8 godzinach). Jak dla mnie nie sprawdził się. Zmatowiony pudrem był całkiem dobry, jednak po jakieś godzinie cała strefa T była już tłusta :( Dla osób zmagających się z suchą, przemęczoną skórą będzie strzałem w 10 :)

Rimmel - Match perfection. Jasne odcienie mają konsystencję bardzo lejącą, podobną do Astor skin match fusion i Rimmel wake me up, natomiast ciemniejsze i ciemne odcienie match perfection były już podobne do Astor mattitude hd, albo i jeszcze gęstsze. Używając teraz jasnego koloru mam wrażenie lekkości, jednak używając ciemniejszego odcienia rok temu, zdawał mi się strasznie ciężki i 'tłusty'. Więc teraz jestem z niego zadowolona, ale kiedyś nie byłam i musiałam się 2 raz zastanowić czy go na pewno kupić. :) Podkład lekko kryje, więc dla osób obarczonych widocznymi stanami zapalnymi lub widocznymi naczynkami będzie zbyt lekki. Jednakże nakładając na niego dobry kamuflaż, po niedoskonałościach ani śladu :-)

Czas na L'oreal - LUMI magique. Wiele razy chciałam go kupić, jednak obawiałam się złego dobrania - rozświetlający podkład do tłustej strefy T i tak też się stało. Ładnie rozświetla twarz, jednak w moim przypadku sprawdzi się na lato. Konsystencja jest lekka i przyjemna w rozprowadzaniu nawet palcami. Wzięłam kolor najjaśniejszy w sklepie N3, ale jednak okazał się być zbyt ciemny, niestety sklep nie miał za dużego wyposażenia w kolory. Przy wyborze podkładów z L'oreal należy pamiętać o numeracji: W- warm(ciepłe odcienie cery); C- cold(zimne odcienie) i N- neutral, czyli neutralne odcienie. Jest to duży plus, ponieważ można znaleźć sobie swój idealny odcień jak najbardziej dopasowany do kolorytu cery, czego nie można powiedzieć o niektórych firmach i ich podkładach. Podkład zostawia skórę o satynowym wykończeniu, jednak ja musiałam ładować w niego sporo pudru matującego :)

A tak dla porównania odcienie prezentują się na ręku: (Pamiętajcie! Nigdy nie należy dobierać koloru podkładu na dłoni/nadgarstku, należy sprawdzać miejsce pomiędzy żuchwą a szyją). Niestety w sklepach jest światło sztuczne, więc w lepszych drogeriach proście o próbki kolorów i sprawdzajcie odcienie w domu na spokojnie przed lusterkiem :)



Część 2.


PAESE - Matte cover. Przeznaczony do skóry tłustej i mieszanej, podkład matująco - kryjący. Jak z tym jest naprawdę? Niespecjalnie matuje, ale krycie za to ma całkiem dobre (dla mnie w sam raz, nie za mocne nie za słabe) na twarzy pozostaje dłużej niż niejeden bardzo markowy podkład.. Wykończenie jest ładne, satynowe takie jak lubię. Twarz jest gładka i jej kolor jest wyrównany. Minusem jest niestety uboga kolorystyka (4 odcienie), pozostaje mieszanie odcieni. 

PAESE - Long cover fluid. Kolega tego pana z góry :-) Podkład ciężki, taki wręcz klejący na twarzy. Niezbyt przyjemnie się go nakłada i nosi na twarzy. Na pewno odpada noszenie go w lato! Trzeba uważać z jego ilością i lepiej będzie nakładać go w małych ilościach (wklepywać) gąbeczką. Trwałość jest na dobrym poziomie, jeden z najtrwalszych jakie stosowałam. Znowu do podkładu dochodzi oczywiście uboga kolorystyka. Dla przeciętnej Polki numer 1 będzie zdecydowanie za ciemny.

NYC - All the long foundation. Kupiłam skuszona ceną, kosztował jakieś 4 euro. Wzięłam kolor najjaśniejszy, dla bladziochów całkiem niezły. Podkład nie pozostaje na twarzy do 14 godzin, jednak nie jest taki zły. Kolor skóry wyrównuje, nie pozostawia smug.  Z początku może sprawiać problem rozprowadzenie go (jest dziwny nie umiem tego dobrze opisać, niby całkiem gęsty a na twarzy troszkę bardziej wodnisty). Jednak później można go wyczuć. Nie matuje tych stref co powinien, jednak nadrabia innymi zaletami :-)

I pojawił się mój drugi ulubieniec. MAX FACTOR - Lasting performance. Konsystencja jego jest bardzo przyjemna dla twarzy, jakby satynowa, lekka mimo iż jest o przedłużonej trwałości. Po nałożeniu skóra wygląda nieskazitelnie, nie czuć żadnej ciężkości na twarzy. Jak dla mnie dobry bez względu na porę roku, przy każdej sprawdzał się świetnie. Używałam kolor 102, jednak teraz w okresie zimowym jest już za ciemny. Na pewno będę do niego wracać, ponieważ jest niesamowity :) Numeru 101 nie polecam osobom o chłodnym typie urody, jest zbyt różowy.

Dla osób chcących mocniejszego krycia bez wydawania fortuny na podkład polecam wypróbowanie Lirene - Intensive cover. Nie sprawdzi się on jednak przy starszej cerze, bo będzie się za bardzo odznaczał w zmarszczkach. Krycie ma dobre, nie polecałabym stosowania jego na co dzień osobom które tego nie potrzebują. Nałożony za grubo może się odznaczać, tworząc maskę więc trzeba bardziej uważać niż zwykle. Jeśli chodzi o matowanie u mnie sprawdził się bardzo dobrze. Po prostu robi to co musi :-)

 Lirene - Fluid matujący. Jest to jeden z moich "niewdzięczników" których ciężko porządnie rozsmarować na twarzy palcami, bo pozostawia smugi. Już miałam go wyrzucać, lecz sprawdziło się nakładanie go pędzlem do podkładu hakuro. Krycie ma fajne, naprawdę matuje, jednak te bardziej suche partie może przesuszać. Ma dziwną formułę, jakbym kładła na twarz taką papkę z wody i kredy. 

Nigdy nie byłam przekonana do podkładów w musie, zawsze myślałam, że robią smugi, są niewydajne. W sklepach mijałam je szerokim łukiem ale w końcu postanowiłam wypróbować. Nie pożałowałam. Chodzi o Essence soft touch mousse. Bardzo fajnie matuje twarz, daje satynowe wykończenie, twarz się szybko nie świeci, często przy nim nie używam pudru sypkiego. Aplikacja jest bardzo szybka, jest to duży plus jeśli zależy nam na szybkim makijażu z rana. Do wszystkich moich podkładów używam tego samego pędzla poniżej: Jest to HAKURO H52.


Użytkowanie widać, czyli nie kłamię mówiąc że ciągle go stosuję :-) (prawie wytarta firma). Pędzel jest jak dla mnie lepszy od 'języczkowego' ale też i nie najlepszy w swoim fachu. Zjada spore ilości podkładu, mimo że zawsze spryskuję go wodą przed użyciem aby zużycie zminimalizować. A winą albo i plusem jest bardzo gęste włosie. Pędzel jest bardzo dobrze wykonany - miękki, stabilny; włosie z niego nie wypada. Jednak ja przy najbliższej okazji wymienię go na inny.


Jak druga część podkładów prezentuje się na ręce:



Następnie Essence: (widać doskonale matujące wykończenie):



Część 3.

Pierwszym kremem BB który używałam był właśnie GARNIER - Miracle skin perfector. Całe szczęście, że dostałam go w prezencie, bo nie sprawdził się u mnie wcale. Po nałożeniu go na twarz, błyszczała się tak, jakby ktoś mnie nasmarował olejem... Mimo kilkukrotnego przypudrowywania, skóra cały czas po krótkim czasie robiła się tłusta. Moja strefa T nie jest tak tłusta jak ten krem BB :-)

AA - Make up BB- był drugim kremem BB jaki użyłam, zniesmaczona po uprzednim. Przy tym też się zawiodłam. Kolor najjaśniejszy podbija różem, na twarzy wygląda nieładnie/ nienaturalnie. Konsystencja też jest dziwna, nieprzyjemna jak dla mnie w nakładaniu. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o kolejnym z 'serii drogeryjnej' kremie BB firmy NIVEA.

A tu was zaskoczę! Lirene - 2 w 1, fluid + baza jest jak dla mnie do tej pory numerem jeden jeśli chodzi o tańsze firmy podkładów, jest świetny! Czasami żałuję, że mam tylko tester z ciemnym odcieniem. Konsystencja jakby satynowa, ładnie stapia się ze skórą. Matuje wystarczająco dobrze. Twarz po jego użyciu jest taka od razu piękniejsza :) Bardzo polecam wypróbowanie jego i ocenienie samej :)

Rimmel - Stay matte. Jest to kolejny podkład, którym się rozczarowałam. Nigdy nie miałam takich problemów podczas rozcierania jak przy nim. Zostawiał na mojej twarzy okropne smugi, które w koooońcu po jakimś czasie udało się ujarzmić. Tester użyłam dokładnie dwa razy i na tym nasza znajomość się kończy.
 
Teoretycznie podkład L'oreal - Age re-perfect jest dla kobiet dojrzałych, ale ja i tak postanowiłam go spróbować na moją skórę. Daje jednolity, gładki efekt na twarzy, ładnie się z nią stapia. Kolor próbki miałam ciemny, używałam go w lato i był wręcz idealny. Nawilżał opaloną skórę, nie podkreślał suchych skórek. Rozprowadzanie nie sprawiało żadnych problemów. Na pewno kupię go z czystym sumieniem :-)

Lirene - puder kryjący w kremie. Nie ma co się po nim kokosów spodziewać, pamiętajmy iż jest to puder w kremie a nie podkład. Używałam go przez kilka lat za czasów bycia nastolatką. Nie jest zbyt trwały, ale za to lekki i idealny dla kobiet mających nieskazitelną skórę bez potrzeby silnego krycia lecz wyrównania kolorytu.

Lirene - Shiny touch - nie zachwycił mnie. Jak dla mnie podobny bubel co Rimmel - Stay matte. 

Prezentacja odcieni na dłoni:




A co u was sprawdza się a co nie? Może macie dla mnie jakieś inne podkłady do wypróbowania? 
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do przeglądania kolejnych postów :)

Don't understand? Translate :-)